|
| ENCYKLOPEDIA | |
| | Autor | Wiadomość |
---|
Modeller Admin
Liczba postów : 914 Data rejestracji : 17/07/2013 Age : 29 Skąd : Adminland
| Temat: ENCYKLOPEDIA Pią Lip 19, 2013 6:04 pm | |
|
Encyklopedia naszych czasów
Wydanie roku 9385, wersja elektroniczna
ROZDZIAŁ PIERWSZY Skrócona historia ludzkości Ludzie zawsze wiedzieli, że ich przeznaczeniem są gwiazdy. Własna planeta, Ziemia, już w roku 2100 stała się tak gęsto zaludniona, że konieczne stało się kontynuowanie programu kosmicznego, który został zakończony prawie sto lat temu – gdy udało się lądowanie zautomatyzowanego lądownika na planecie sąsiadującej z Ziemią, Marsie. Teraz jednak dysponowali o wiele lepszą techniką, a także o wiele lepiej pojmowali prawa kosmosu, podróży kosmicznych oraz innych, niezbędnych technik i informacji do podróży po tak nieprzyjemnym środowisku, jakim jest próżnia kosmiczna. Pierwszy zmasowany program kosmiczny rozpoczął się w roku 2115, gdy na orbicie planety, przy prastarej stacji kosmicznej ISS ukończony został pierwszy okręt kosmiczny. Dzięki zastosowaniu wszystkich najnowszych technologii – oraz gigantycznych funduszy – ludzie mogli w końcu zbadać cały system planetarny. Niemal od razu, gdy tylko statek opuścił orbitę ziemi, rozpoczęto budowę drugiego. Jednostki nazwano „Discovery” oraz „New Hope”, na cześć nowych przestrzeni, na których mogli osiedlić się ludzie. Po pół roku powrócił Discovery. Naukowcy zgromadzeni na pokładzie tej jednostki przynieśli wieść, która mogła zaważyć na całej przyszłości ludzkości. Teoria, powtarzana przez ostatnie pół stulecia, dotycząca istnienia studni grawitacyjnych, została potwierdzona – w okolicach granicy systemu sensory okrętu zdołały wykryć silne anomalie grawitacyjne, które niemal na sto procent były rzeczonymi studniami. Discovery jednak nie wykonał skoku, nie mając takich rozkazów z Ziemi, i nie mając z nią kontaktu. Zadanie to zostało powierzone New Hope, który przebywał w pobliżu Saturna, wykonując skanowania jego atmosfery. Po dwóch miesiącach lotu był w pobliżu rzeczonej anomalii i wykonał skok. Łączność została zerwana, gdy okręt opuścił przestrzeń systemu i przeniósł się do wyższych wymiarów. Przez miesiąc nie było od niego żadnej wiadomości. Discovery próbował przenieść się w okolice anomalii, lecz gdy był w połowie drogi, pojawił się New Hope. Przyniósł ze sobą próbki asteroid z sąsiedniego systemu, do którego się przeniósł, oraz informacje o trzech dalszych studniach. Gdy te informacje dotarły do rządu Państwa Ziemskiego, ludzie niemal natychmiast przegłosowali program eksploracji kosmicznej. Po czterdziestu latach stworzono pierwszy okręt, który miał przenieść kolonistów do sąsiedniego systemu, gdzie mieli się osiedlić na jednej z planet w tym miejscu. Wyprawa, dowodzona przez generała Razona, jednego z najbardziej doświadczonych i lojalnych oficerów, miała ze sobą dwa tysiące ludzi, i skierowała się do pierwszego zbadanego systemu. Jednak gdy po kilku miesiącach nie pojawił się posłaniec z tego systemu, został wysłany jeden z okrętów badawczych, który... nie odkrył nic. Wyprawa gen. Razona zniknęła. Nikt nie wiedział, co się z nią stało, lecz rząd musiał przełknąć porażkę i dalej inwestować w rozwój. Od tej chwili nie zdarzyło się właściwie nic nieoczekiwanego; ludzie zajmowali kolejne systemy, technika rozwijała się w wysokim tempie. Wydawać by się mogło, że będzie to trwać bez końca, jednak po niemal trzech tysiącach lat spokoju, bez jakichkolwiek wojen i z bardzo rzadkimi niepokojami społecznymi, rozpoczęły się problemy. Zaczęło się od niepozornych – mogło by się wydawać – zniknięć okrętów wojennych i badawczych. Takie rzeczy zdarzały się od czasu do czasu, gdy okręt był kierowany przez niedoświadczonych kapitanów lub jego załoga nie była w wystarczającym stopniu oswojona z warunkami i prawami panującymi w kosmosie. Teraz zaczęły się one na jeszcze większą skalę, niż wcześniej. Również nie znikały one w przypadkowych systemach – tylko na dalekim pograniczu ludzkiej przestrzeni, w miejscach, gdzie wcześniej nikt się nie pojawiał poza pojedynczymi zwiadowcami. Liczba zaginionych jednostek rosła niebotycznie, rząd musiał jakoś na to zareagować. Flota wojenna, rozrzucona po systemach została zgromadzona w dużej liczbie w systemie, który miał być bazą wypadową do dalszych podbojów, a następnie została skierowana do układu, w którym zanotowano najwięcej zaginięć. Kapitanowie i marynarze floty nie byli w żadnym stopniu przygotowani na to, co miało ich tam czekać. Po kilku dniach pobytu w systemie sensory floty wykryły obecność ponad pięciu setek okrętów. Tyle tylko, że nie były to okręty ludzi. Przynajmniej tak sądzono. Nieznani obcy wysłali tylko jedną wiadomość. Przez dłuższy czas nikt nie był w stanie zrozumieć ich mowy, ale po kilku minutach ciężkiej pracy w końcu jeden z oficerów zdołał rozpoznać starożytną mowę, stosowaną jeszcze w czasach, gdy nie istniała broń palna, a ludzie walczyli za pomocą mieczy oraz łuków. Obcy mówili łaciną, językiem obecnie zapomnianym. Następnie doszło do bitwy. Równie dobrze można ją określić mianem rzeźni – z całej floty Ludzi przetrwały zaledwie trzy okręty, które, o dziwo, obcy pozostawili w spokoju, przekazując na ich pokłady pakiet informacji dotyczący całej ich cywilizacji. Ten został szybko rozpakowany w najbliższym systemie, i przesłany na Ziemię, lecz było za późno, by zmienić cokolwiek, co miało się w przyszłości stać. Razoni – nazwani na cześć ich przywódcy, generała Razona (jego wyprawa nie zaginęła; on uciekł, i założył własną cywilizację bardzo daleko od terytorium ludzi) – rozpoczęli wojnę na wielką skalę, przynosząc ze sobą tysiące okrętów, miliony żołnierzy i wielką wolę działania. Wobec tych atrybutów ludzie nie mogli się przeciwstawić. Warto zaznaczyć, że Razoni to tak naprawdę ludzie – tylko inżynieria biologiczna na przestrzeni wieków wprowadziła w nich kilka cech, które nie występują u ludzi niewymuszone, a ich budowa nieco różni się od ludzkiej większymi mózgami oraz dłuższymi kończynami o kilkanaście centymetrów. Wojna nie była długa. Nieliczna flota Państwa, słabe siły zbrojne, i niezdolna do działania admiralicja – wszystko to było spowodowane zbyt długim pokojem i brakiem jakichkolwiek szans, by wykazać się w boju. Razoni masakrowali jedną flotę za drugą, by po czterech lat wojny dotrzeć do Układu Słonecznego, gdzie admiralicja wystawiła ostatnią linię obrony, złożoną ze wszystkich zdolnych do boju okrętów w ludzkiej Galaktyce. Planet chroniło ponad dziesięć milionów żołnierzy i niezliczone machiny bojowe, gotowe w każdej chwili do odparcia ataku. Ten nastąpił szybciej, niż ktokolwiek mógł się spodziewać. Razoni ściągnęli wszystkie swoje siły, których używali na innych frontach, celem pokonania stolicy odwiecznego wroga. Za gigantyczną flotą – która jednak liczebnie nie przewyższała już tak wysoko floty ziemskiej – podążały setki transporterów, przenoszących żołnierzy i sprzęt do inwazji. Bitwa, która wywiązała się dwa dni później w tym systemie, jest do dziś wspominana z goryczą przez podręczniki historyczne. Było to najdłuższe starcie, jakie odnotowano kiedykolwiek w przestrzeni kosmicznej. Ponad trzy tysiące okrętów kosmicznych starło się ze sobą w różnych miejscach systemu, prowadząc pojedyncze walki, broniąc towarzyszy broni lub pojedynczych instalacji w przestrzeni. To wszystko jednak zdało się na nic, gdy Razoni skoncentrowali siły w pobliżu Ziemi i przystąpili do ostatecznego ataku. Siły ludzi również się zjednoczyły, lecz nie były w stanie nic zdziałać. Stracili już prawie 1/5 swojej floty, a marynarze byli wyczerpani. Tak samo musiało być po drugiej stronie frontu, lecz nad tym się nikt nie zastanawiał. Razoni podjęli dwie próby desantu na Ziemię. Pierwsza, osłaniana przez nieliczne okręty eskortowe, nie powiodła się; prawie wszystkie desantowce zostały zniszczone jeszcze w drodze na powierzchnię planety przez stacjonarne siły ochronne oraz tysiące myśliwców, które zostały sprowadzone na planetę. Dotąd prowadzone są spekulacje, dlaczego po tylu błyskotliwych zwycięstwach wróg dopuścił się zastosowania takiej prymitywnej taktyki, jednak istnieje pogląd, że ten atak miał tylko sprawdzić obronność planety. Tydzień później, po przegrupowaniu wrogich sił – a także po dotarciu ostatnich posiłków sił ludzi – doszło do prawdziwej fazy ataku. Najpierw wywiązała się bitwa kosmiczna – bitwa, która była prawdziwą porażką dla ludzkiej floty. Naprawdę nieliczne okręty przetrwały walkę, zadały jednak poważne straty wrogowi, który musiał się wycofać, by dalej posiadać jakąkolwiek eskortę dla oddziałów desantowych. Jednak w tej chwili wiadomo było dla wszystkich ludzi w systemie, że Ziemia – oraz cały Układ Słoneczny – jest stracony. Bez osłony kosmicznej, odseparowane od siebie planety nie były w stanie obronić się przed desantem wroga. Nawet jeśli udałoby im się opierać wojskom powierzchniowym, silne bombardowania orbitalne skruszyłyby ich morale. Mimo tego planeta opierała się aż dwa dni wobec bombardowań, ataków wojsk oraz nalotów tysięcy myśliwców. W końcu, generał dowodzący obroną ostatniego niezajętego przez wroga kontynentu, Antarktydy, poddał całą planetę. Po trzydziestu trzech dniach Układ Słoneczny został podbity przez wroga. Po tym zwycięstwie morale ludzi właściwie przestało istnieć, lecz Razoni zaprzestali dalszych zmasowanych ofensyw. Zajęli tylko kilkanaście kolejnych systemów, pozwalając cywilom na ich opuszczenie, a po czterech miesiącach całkowicie zaprzestali dalszych ataków. Po kilkunastu dniach oczekiwania Razoni przysłali na okrętach kurierskich do systemów granicznych traktat pokojowy, kończący walki. Był to ostatni gwóźdź do trumny tworu politycznego, który nazywał się Państwem Ziemskim. W chwili, gdy traktaty pokojowe rozeszły się lotem błyskawicy po całej przestrzeni, kontrolowanej przez ludzi, wszelkie pozory legalnej władzy załamały się. Nie było żadnej, silnej figury politycznej, która byłaby w stanie zjednoczyć tyle systemów pod jedną władzą. Poza tym, nie mieli żadnych sił, które pozwoliłyby zaprowadzić porządek w przestrzeni i na powierzchni planet. Ten okres to „Złote czasy piratów”, jak są do dziś określane przez podręczniki historii. Rozwinęły się dziesiątki nielegalnych organizacji, które miały pełną swobodę podróży po ludzkiej przestrzeni, ignorując rzadkie patrole sił bojowych i otwarcie nękając nieliczne transportowce, żądając pieniędzy za ochronę przed „nieznanymi zagrożeniami”. Samowola piratów trwała prawie dwadzieścia lat, do chwili, gdy systemy zaczęły zbierać fundusze na budowę eskadr i flotylli, które byłyby w stanie bronić ich przed działaniami piratów. Początkowe starcia były trudne do wygrania – piraci byli doświadczeni, posiadali przewagę liczebną, lecz atrybutem legalnych sił była wola działania razem. System po systemie, miesiąc za miesiącem siły piratów były wypierane coraz dalej, a flota stawała się coraz liczniejsza. W końcu, po niemal trzech latach ciężkich, wyczerpujących walk, piraci zostali pokonani; ich stocznie zostały zniszczone, flota zmasakrowana, a wszyscy dowódcy zostali zabici na miejscu przez plutony egzekucyjne – oczywiście ci, którzy zdołali przetrwać walki. Ludzie ponownie musieli się rozwinąć właściwie od zera. Teraz, gdy zagrożenia piratów nie były tak wielkie jak dotąd, systemy mogły się skupić na rozwoju oraz odbudowie. Jednak nie wszystko było takie, jak by chcieli. Bogatsze systemy, które wydawały na budowę okrętów walczących z piratami największe fundusze, posiadały w tej chwili największą flotę, a co za tym idzie, stanowiły poważne zagrożenie wobec systemów sąsiadujących. Ich sąsiedzi, chcąc uniknąć dalszego rozlewu krwi i wojen, sami się zgłaszali, by tworzyć związki i federacje, aby bronić się razem i w razie konieczności móc się obronić przed nowymi zagrożeniami. Nieliczne systemy, które były w stanie całkowicie samodzielnie działać w swojej obronie, po dziś dzień nie dołączają do żadnego ze związków, utrzymując liczną flotę oraz silną niezależność. W roku 9375 – gdy sytuacja stała się w miarę stabilna, a spotkania bojowe należały do prawdziwej rzadkości – Galaktyką wstrząsnęło kolejne odkrycie. Kolejna rasa obcych ujawniła się na granicy przestrzeni znanej ludzkości. O nich jednak wiadomo naprawdę niewiele; tylko to, że istnieją, są zaawansowani technologicznie, lecz niewiele ponadto. Kontakty pomiędzy ludzkością a Technoidami, jak nazwano nieznaną rasę, są sporadyczne i ograniczają się do kurtuazyjnych pozdrowień oraz rzadkich rozmów. Technoidzi tylko raz pojawili się na pokładzie ludzkiego okrętu, by prowadzić rozmowy dotyczące neutralności pomiędzy ludzkością a ich rasą. Dziesięć lat po tym wydarzeniu w Galaktyce panuje spokój. Jednak kto wie, czy spokój utrzyma się dłużej, gdy władzę przejmują ambitni ludzie? | |
| | | Modeller Admin
Liczba postów : 914 Data rejestracji : 17/07/2013 Age : 29 Skąd : Adminland
| Temat: Re: ENCYKLOPEDIA Pią Lip 19, 2013 6:08 pm | |
|
ROZDZIAŁ DRUGI Podróżowanie kosmiczne naszych czasów W galaktyce obecnych czasów istnieje kilka różnych metod podróżowania. Na samym początku, gdy rozpoczynała się ekspansja kosmiczna, ludzie zmuszeni byli podróżować z prędkością prawie 0.01 świetlnej przez systemy planetarne, a następnie korzystali ze studni grawitacyjnych. Takie prędkości jednak były zdecydowanie za niskie, by osiągnąć cokolwiek. Dopiero pojawienie się napędu Cruise oraz bram nadprzestrzennych pozwoliło na znacznie przyspieszenie ekspansji oraz zajęcie większej liczby systemów w mniejszym czasie.
SPOSOBY PODRÓŻOWANIA MIĘDZYGWIEZDNEGO
Studnie grawitacyjne Studnie grawitacyjne to jedno z pierwszych odkryć ludzkości, które pozwoliło na ekspansję kosmiczną. Przed odkryciem tych tuneli, tworzonych siłą grawitacyjną gwiazd, czarnych dziur czy innych, potężnych obiektów grawitacyjnych, podróż do sąsiedniej gwiazdy mogła trwać nawet kilkanaście lat. Studnie grawitacyjne można znaleźć w każdym systemie, do którego się dotrze – przynajmniej jedna będzie prowadzić do poprzedniego systemu planetarnego. Podróżowanie studniami powoduje niewielkie efekty uboczne: po kilku dniach podróży człowiek zaczyna odczuwać swędzenie ciała, również zaczyna się czuć, jakby ktoś go obserwował. Po tysiącach lat zdołano dojść do konkluzji, że jest to efektem przedłużającej się obecności w innym wymiarze. Podczas podróży tym sposobem, człowiek – i jego okręt – pokonuje odległość roku świetlnego w dwanaście godzin. Obecnie, w erze bram nadprzestrzennych i hiperprzestrzennych, studnie grawitacyjne nie są tak często używane. Najczęstszymi ich „klientami” są piraci i wszyscy ci, którzy nie chcą pokazywać się w oficjalnych środkach przekazu. Studnie zostały opuszczone – państwa i niepodległe systemy bardzo rzadko z nich korzystają, chyba, że dochodzi do przemytu lub przewozu nielegalnych towarów. Bramy nadprzestrzenne Bramy nadprzestrzenne były tym, co pozwoliło ludzkości rozwinąć się do tego, czym są teraz. Szybkie przenoszenie ludzi i okrętów do sąsiednich systemów, obserwowanie całej sieci bram oraz zdumiewające zdolności obronne sprawiły, że bramy stały się prawdziwym skarbem każdego systemu, przynajmniej do chwili, gdy ruszyła budowa bram hiperprzestrzeni. Bramy, od momentu wybudowania, są pozostawione same sobie – nie potrzebują konserwacji ani aktywnej ochrony. Wbudowano w nie potężne mechanizmy obronne, dzięki którym potrzeba naprawdę dużej siły ognia, by zniszczyć taką bramę. Wielu podczas wojen próbowało zniszczyć bramę, i udało się to tylko jeden raz – ale potrzeba było do tego prawdziwie gigantycznej floty, prowadzonej przez dwadzieścia flagowców, a straty i tak były wysokie. Od tego czasu nikt nie ryzykuje ataku na bramy, z wyjątkiem piratów, którzy próbują wszelkich form sabotażu, by wyłączyć system z sieci nadprzestrzennej. Podróż na odległość jednego roku świetlnego, korzystając z sieci bram, zajmuje dwie i pół godziny – czyli znacznie krócej, niż korzystając ze studni grawitacyjnych. Wrota hiperprzestrzenne Hiperprzestrzeń to najnowszy, a kto wie, czy nie najważniejszy, wynalazek ludzkości. Bramy, rozstawione w niewielu jeszcze systemach pozwalają na dowolne przenoszenie się między gwiazdami – w bardzo krótkim czasie, jeśli wziąć pod uwagę odległości pomiędzy nimi. Czas podróży jest zawsze taki sam – pięć godzin, dwadzieścia jeden minut i dziewięć sekund. Dotąd nie zostało wyjaśnione, dlaczego tak jest, jednak nikomu to nie przeszkadza. Aby uaktywnić bramę, potrzebny jest Klucz, który jest zaimplementowany na wszystkich okrętach wojennych i transportowcach – tylko mniejsze okręty cywilne są go pozbawione i muszą polegać na konwojach, przemieszczających się przez Wrota. (W wypadku eskadr, myśliwców i bombowców, jedna z maszyn w eskadrze jest zautomatyzowana i posiada klucz, jednak nie jest łatwo ją znaleźć, by uniemożliwić ucieczkę reszcie eskadry). Bramy mają wbudowany nowoczesny system zabezpieczeń. Okręty cywilne, transportowce oraz dyplomatyczne mogą przejść przez nie bez problemu. Inaczej sprawa ma się z okrętami wojennymi. Bramy hiperprzestrzenne były przez pewien czas uważane za zbawienie – nie będzie wojen, jeśli cała flota będzie mogła się pojawić nagle, znikąd w systemie stołecznym wroga. Lecz gdy próbowano przeprowadzić pierwsze takie próby, okazało się, że... brama nie pozwala przejść okrętom wojennym na drugą stronę. Właściciel wrót może zastrzec w ich systemach, kto może, a kto nie wchodzić do ich systemu z okrętami wojennymi. Praktycznie wszystkie systemy neutralne mają zastrzeżenie, nie pozwalające silniejszym związkom i państwom na transfer swoich sił wojennych na ich terytorium za pomocą hiperprzestrzeni. Budowa nowych wrót jest droga, lecz na dłuższą metę przynosi wielkie zyski.
SPOSOBY PODRÓŻOWANIA WEWNĄTRZSYSTEMOWEGO Napęd Cruise Napęd Cruise pozwala na osiągnięcie prędkości nawet 0,2 AU/s, co jest prędkością znacznie powyżej światła. Początki istnienia tego napędu sięgają kilka setek lat wstecz, gdy ludzie poszukiwali alternatywy dla poruszania się po systemach z prędkością maksymalną 0.1 świetlnej, czyli 36 000 km/s. Pomimo że już była to wielka prędkość, dla ludzi wciąż było to zbyt wolno. W końcu, ponad tysiąc lat temu, stworzono napęd Cruise. Inaczej niż w wypadku typowych podróży z prędkością tworzoną przez jednostki napędowe okrętów, ten nie wymaga zbyt wielkich ilości paliwa – okręt podróżujący z użyciem prędkości Cruise jest w stanie przelecieć przez całą przestrzeń zajętą przez ludzi, nie tracąc całkowicie zapasów paliwa. Systemy napędu Cruise są zdolne do załamania przestrzeni, i stworzenia swoistej „katapulty”, która przyspiesza okręt do gigantycznej wręcz prędkości 0,2 AU/s. Ten wynalazek na równi z bramami nadprzestrzennymi sprawił, że podróżowanie stało się szybsze, łatwiejsze, a co najważniejsze – tańsze. Przyspieszyło również przebieg wojen – teraz nie powodują tak wielkich strat, o ile nikt nie jest na tyle szalony, by zechcieć niszczyć wszystko w systemie. Napęd Cruise są w stanie aktywować wszyscy znajdujący się w zasięgu silnego pola grawitacyjnego (np. planety lub księżyca), lecz ostatnie odkrycia na polu tego napędu pozwalają na jego uaktywnienie nawet w pobliżu pola asteroid, samotnych asteroid krążących po systemie lub w pobliżu okrętów o rozmiarach niszczyciela wzwyż. Napęd konwencjonalny Pomimo gigantycznej ważności napędu Cruise w podróżach kosmicznych, nie zapomniano o istnieniu napędu, który pozwolił na rozwinięcie się nowszych, wydajniejszych metod podróży. Korzystając z dysz napędowych, okręty są w stanie osiągnąć prędkość około 0.01 świetlnej, czyli 3600 km/s. Obecnie z napędu konwencjonalnego korzysta się tylko przy stacjach i na orbitach planet. No i – oczywiście – najczęściej korzystają z niego piraci i wszelkiego rodzaju przemytnicy. Nie mogąc sobie pozwolić na zbliżenie się do stacji czy obiektów legalnych, muszą przenosić się za pomocą tych napędów w pobliże większych asteroid czy pirackich posterunków, skąd lecą dalej, już korzystając z napędu Cruise. Od czasu do czasu korzystają z niego również jednostki patrolowe legalnych władz, gdy nie mają dostępu do silnych obiektów grawitacyjnych. Prędkość bojowa Korzystając z prędkości Cruise, okręty wojenne nie są w stanie wystrzelić. Bo jak miałyby kogokolwiek namierzyć? Nie pozwalają na to zakłócenia relatywistyczne. Również przy prędkości prawie 4 000 km/s trudno jest kogokolwiek namierzyć, szczególnie dla myśliwców oraz lżejszych jednostek. Pozostaje zwolnienie i walka burta w burtę. Aby rozpocząć walkę, okręty zwalniają do takich prędkości, by komputery zarządzające namierzaniem celów i ruchami uzbrojenia były w stanie cokolwiek zdziałać. Takie zasady pola walki odpowiadają wszystkim, gdyż załogi mają czas na ucieczkę – wcześniejsze walki, polegające na dziesiątkach minięć przy gigantycznych prędkościach równych .3 świetlnej, obecnie są nie do pomyślenia (a poza tym, nikt nie dysponuje w dzisiejszej galaktyce uzbrojeniem z takimi systemami). Bardzo często korzysta się z prędkości bojowej w pobliżu stacji i obiektów przestrzennych, gdzie trzeba zachować wysoką ostrożność. | |
| | | Modeller Admin
Liczba postów : 914 Data rejestracji : 17/07/2013 Age : 29 Skąd : Adminland
| Temat: Re: ENCYKLOPEDIA Pią Lip 19, 2013 6:10 pm | |
|
ROZDZIAŁ TRZECI Razoni – historia ludzkiej porażki Po sześcioletnim niemal konflikcie pomiędzy ludzkością a Razonami – uciekinierami ludzkiej rasy, której stali się po kilku milleniach utrapieniem – przyszedł czas na rozliczenia ludzkich wad, zalet, a także tego, co spowodowało, że wybuchła wojna. Dla wielu wynik raportu mógł być nie do pomyślenia. Przede wszystkim – Razoni walczyli tylko po to, by zdobyć jak najwięcej terytoriów, którymi rządzili ludzie. Śledztwa prowadzone dziesiątki lat po zakończeniu konfliktu potwierdziły jednoznacznie, że w przededniu wojny w całej Galaktyce, którą zarządzał człowiek, znajdowało się kilka tysięcy szpiegów, którzy stale donosili do Razonów. W zamian, po wojnie otrzymali wysokie pozycje w administracji zajętymi planetami, flotami wojennymi czy wielkie bogactwa. Udało się to ustalić na podstawie zaledwie kilku przechwyconych szpiegów, którzy korzystając z zamieszania wojennego, przedostawali się do systemów zajętych przez Razonów. Dzięki tym ludziom, którzy byli zatrudnieni niemal w każdej z gałęzi przemysłu – od rolnictwa, przez produkcję luksusowego wyposażenia, po stocznie okrętów wojennych – wróg wiedział o wszystkim, czego może potrzebować podczas inwazji. Ludzie nie wiedzieli natomiast, że w ogóle istnieje jakiś wróg. Pierwsza bitwa, stoczona w systemie XU-882A, kilkanaście lat świetlnych od najbliższej ludzkiej kolonii, wywiązała się pomiędzy niewielką flotyllą Ziemian a patrolem Razonów. (O wszystkich potyczkach wiemy z raportu przysłanego przez Razonów). Jest to pierwsze starcie bojowe, podczas którego wróg poniósł straty, lecz nie wiadomo, jak wielkie. Ludzie stracili dwanaście okrętów wojennych w tym systemie, i dalsze dwie jednostki patrolowe, które wyruszyły na poszukiwanie zaginionej flotylli. Wydarzenie to miało miejsce dwa miesiące przed bitwą, która zaczęła wojnę. W rzeczonym czasie doszło do bitwy pomiędzy Pierwszą Flotą Ludzkości, zgromadzoną w systemie East Border, gdzie miała udać się dalej, do XU-882A, aby dowiedzieć się, co dzieje się z zaginionymi okrętami. Gdy flota ludzi zbliżała się do studnia grawitacyjnej, pojawiła się flota inwazyjna Razonów. Doszło do pierwszej bitwy wojny; nie była to jednak bitwa w pełnym tego słowa znaczeniu. Razoni byli lepiej wyposażeni, uzbrojeni, było ich więcej, a także dysponowali informacjami o wszystkich słabych punktach ludzkich okrętów. Bitwa nie była długa, trwała mniej niż godzinę. Razoni oszczędzili trzy okręty, z których załogami skontaktowali się i przekazali pakiety informacji o swojej rasie i deklarację wojny. Ludzie nie byli do niej gotowi. Systemy po tak dalekiej stronie galaktyki były rzadko zamieszkane, również niewiele sił było przetrzymywanych w tym systemie. Podczas pierwszego miesiąca wojny Razoni zajęli systemy East Border, Outpost, Gamma, Delta, Phi i Ksi właściwie bez strat, gdyż nie było żadnych związków, które byłyby w stanie chronić tych systemów. Następnymi celami były Nova, Alfa, Epsilon, Omikron oraz Dog Star. W tym ostatnim systemie ziemianie osiągnęli jedno z niewielu zwycięstw w historii tej wojny; zwołane z okolicy okręty wojenne pokonały mniej liczebną flotę Razonów, pozwalając ludziom na masową ewakuację z systemu. Dwa tygodnie później przybyli Razoni, posiadając niemal czterokrotną przewagę liczebną, lecz przybyli do właściwie pustego systemu – w ciągu tych dwóch tygodni osiągnięto cud mobilizacyjny i ewakuowano pół miliarda ludzi do dalszych systemów. W świetlne dalszych wydarzeń wydaje się to bezcelowe, lecz w tamtym czasie było to główne zadanie dla wszystkich sił zbrojnych – ratować cywili. Dalsze podboje Razonów to Lua, Tovil, Aragon, Bask, Iret, Iota, Eta, Nisyros, Wildland oraz Maichin (wymieniono tylko systemy najważniejsze gospodarczo i militarnie, oraz gdzie stoczono największe bitwy). Z przejęciem tego ostatniego stało się oczywiste, że Razoni zmierzają do zajęcia Układu Słonecznego, lecz admiralicja nie chciała się poddać tak łatwo. W dalekich systemach, gdzie nie pojawili się dotąd Razoni, zdołano stworzyć już pewne siły zbrojne. Ich zadaniem była ochrona Układu Słonecznego oraz ewentualne kontrataki na wroga. Zamiast tego wysłano je w całości do Układu Słonecznego, gdzie miały oczekiwać na działania Razonów. Ci na ponad trzy miesiące zaprzestali ataków, zapewne zbierając siły, i szykując się do ataku na planetę najbliższą sercu każdego człowieka. W końcu, gdy liczebność floty ludzkiej również osiągnęła wielkie liczby w Układzie Słonecznym, pojawili się Razoni. Przyprowadzili ze sobą tysiąc czterysta okrętów, lecz na pewno nie spodziewali się tak wielkiego oporu wewnątrz tego systemu. Ich szpiedzy zawiedli ich; nie zdołali dowiedzieć się o tak dużej koncentracji sił. Mimo tego, walka wydawała się z góry przegrana. Siły Razonów wdzierały się coraz głębiej w system, niszcząc po drodze pojedyncze instalacje obronne lub pradawne stacje kosmiczne. Po dwóch dniach ich obecności w systemie ziemianie wydali im pierwszą bitwę, lecz nie była to bitwa w klasycznym tego słowa znaczeniu; walki pomiędzy pomniejszymi związkami toczyły się w poszczególnych miejscach systemu, jednak Razoni szybko się z nich wycofali i ponownie zreorganizowali flotę. W międzyczasie do ludzi dołączyły niewielkie posiłki z najdalszych systemów, lecz nie mogło to zmienić sytuacji w systemie. Ósmego dnia oblężenia systemu Razoni przystąpili do pierwszego desantu na Ziemię, w chwili, gdy ostatni ludzki posterunek na Marsie, planecie sąsiadującej z Ziemią, został zniszczony. Ten jednak się nie powiódł; Razoni wykorzystali zbyt małe siły, by przebić się na powierzchnię planety. W jej atmosferze unosiły się dziesiątki tysięcy myśliwców, które natychmiast przechwyciły większość desantowców, pozbawionych jakiejkolwiek ochrony. Tylko dwa zdołały wylądować na powierzchni planety; w każdym znajdowało się około setki Razonów, lecz żaden nie przetrwał dłużej niż pięć sekund na planecie, gdy dostali się w ogień krzyżowy dwóch gigantycznych fortów. Kilkanaście tysięcy żołnierzy i ponad tysiąc czołgów zniszczyły wszelki ślad po Razonach na planecie. W przestrzeni nieliczne siły osłaniające desant zostały zmasakrowane przez ludzką flotę, nie pozostawiając nikogo przy życiu. Trzy tygodnie później jednak doszło do ostatecznej bitwy w kosmosie. Wszystkie siły Razonów ruszyły do szturmu na armadę chroniącą Ziemię, a w ślad za nimi wyruszyły desantowce. Bitwa kosmiczna trwała pół dnia; po tym czasie armada ziemska została zniszczona, lecz Razoni również ponieśli poważne straty – niemal siedemset okrętów zostało zniszczonych, a w atakach szarpanych myśliwców i bombowców zostało strąconych ponad sto desantowców. Jednak i tak było to za mało, by zmienić przeznaczenie. Teraz, gdy planety nie ochraniały żadne siły, nie było szans na jej ocalenie. Sztab dowodzący obroną planety wiedział o tym, lecz nie zamierzał się poddać. Po kilkunastu godzinach reorganizacji Razoni przystąpili do szturmu na planetę, korzystając ze wszystkich z pięciu tysięcy desantowców, które przyprowadzili ze sobą, a które nie zostały zniszczone. Równocześnie mniejsze okręty i myśliwce weszły do atmosfery planety, udzielając aktywnego wsparcia swoim żołnierzom. Razoni atakowali po kolei poszczególne kontynenty; pierwsza upadła Europa, której obrona trwała zaledwie dwie godziny. To tam skupił się praktycznie cały impet uderzenia, miliony żołnierzy i dziesiątki tysięcy maszyn atakowały odseparowane od siebie miasta i forty na kontynencie – nie było szans na dłuższą obronę. Kolejnym celem stała się Afryka, a razem z nią Australia. Posiłki z Azji cały czas docierały na te dwa kontynenty, lecz na nic się to nie zdało wobec panowania w powietrzu Razonów. Po dniu zaciętych walk upadła ostatnia forteca Australii, Melbourne, a w chwilę po niej Johannesburg, miasto na południu Afryki. Prawdziwą hańbą okryła się Ameryka; żołnierze tamtejszych garnizonów za nic mieli sobie zagrożenie, i pewni siebie nie przejmowali się krążącymi nad głowami myśliwcami i desantowcami. Do chwili, gdy wszyscy żołnierze leżeli martwi. Ostatnia upadła Antarktyda; pięćdziesiąt jeden godzin po rozpoczęciu inwazji na planetę Ziemia poddała się najeźdźcy. Układ Słoneczny, po siedmiu tysiącach lat, nie należał już do ludzi. Po tym wydarzeniu wojna zatrzymała się na krótki czas, by ponownie wrócić do działania. Teraz ludzie nie mieli czym się bronić, praktycznie wszystkie okręty wojenne zostały zniszczone podczas obrony Układu Słonecznego. Razoni przybywali w niewielkich flotyllach i przejmowali władzę nad systemem, a ludzie nie mogli nic z tym zrobić. Podobny los spotkało kilkanaście systemów, aż Razoni dotarli do systemu Kai, sąsiadującym z Cape System. Tutaj to pozostawili jeden, niewielki, zautomatyzowany okręt, który przesłał do pierwszego patrolu ludzkiego, który pojawił się w tym systemie, traktat pokojowy, kończący wojnę. Wszystkie terytoria, które zajęli Razoni, pozostawały w ich rękach, a Cape System miał się stać granicą pomiędzy nową Galaktyką Ludzkości a Dominium Razonów. Od podpisania pokoju – czyli około roku 9200 (historycy nie są zgodni; chaos, rozpoczęty przez wybuch wojny domowej, usunął większość kronik) – nie doszło do żadnego starcia pomiędzy ludźmi a Razonami, również wszelkie kontakty pomiędzy tymi dwoma rasami są wielką rzadkością. Cape System, jako pierwsza linia obrony przed Razonami, od ponad osiemdziesięciu lat jest coraz bardziej uzbrajany, by w razie konieczności móc obronić resztę terytoriów ziemi przed inwazją Razonów. Pierwsi projektanci systemu obrony wyciągnęli wnioski z przebiegu wojny i zabezpieczyli się na każdą ewentualność. Stały garnizon sił w systemie jest znany wszystkim dowódcom w Galaktyce; cywile jednak nie mogą mieć dostępu do tych danych, gdyż wciąż istnieje zagrożenie, że ktoś może donosić Razonom (przywódcy narodów mogą otrzymać te dane, kontaktując się z admirałem dowodzącym ochroną systemu). Fundusze na ten cel płyną z każdego systemu, od właściwie każdego człowieka w Galaktyce. Dzięki temu można utrzymać tak liczną flotę, której jedynym zadaniem jest utrzymywanie status quo z Razonami.
Ostatnio zmieniony przez Modeller dnia Nie Lip 21, 2013 8:48 pm, w całości zmieniany 1 raz | |
| | | Modeller Admin
Liczba postów : 914 Data rejestracji : 17/07/2013 Age : 29 Skąd : Adminland
| Temat: Re: ENCYKLOPEDIA Pią Lip 19, 2013 6:14 pm | |
|
ROZDZIAŁ CZWARTY Piraci galaktyki W roku 9200 – czyli gdy została zakończona wojna ludzi z Razonami – nie istniała żadna siła, która byłaby w stanie utrzymać w jedności ludzkość. Nie było żadnego polityka, nawet żadnego generała czy admirała, który byłby w stanie powstrzymać rozpad Państwa. Systemy jeden po drugim popadały w anarchię, szybko stając się areną walk pomiędzy cywilami, nielicznym wojskiem i jeszcze mniej liczną flotą. Trwało to rok – do chwili, gdy zaczął się proceder zaczęty ponad dziesięć tysięcy lat temu, w starożytnym imperium rzymskim. Zjawisko, które dotychczas było praktycznie nieznane w galaktyce – piractwo – rozkwitło na nowo. Wobec braku jakiegokolwiek oporu, czy to cywili, czy legalnych flot, ich działalność mogła być prowadzona bez przerwy i zupełnie jawnie, nie przejmując się jakimikolwiek zagrożeniami. W ciągu zaledwie roku piractwo zawładnęło praktycznie całą galaktyką, a jego wpływy pojawiały się właściwie wszędzie – od małych biznesów, przez łapówki, przekupstwa policji i służb porządkowych, kończąc na przywódcach narodów i zwierzchności nad planetami. Przez kilka lat piraci pozostawali bezkarni. Nie było oporu. Sytuacja zaczęła się zmieniać, gdy jeden z najdalszych systemów planetarnych – Filo – ogłosił, że przestrzeń systemu pozostaje zamknięta dla wszelkich sił pirackich i organizacji. Przez kilka dni nikt nie brał tego na poważnie, lecz znikające w coraz większych liczbach siły piratów w okolicy systemu wymusiły silniejsze działania ze strony nielegalnych typów a także, co oczywiste w tej sytuacji, wzmogło zainteresowanie mediów. System planetarny Filo – w parze z Cape System – stał się pionierem w kwestii budowy wrót hiperprzestrzeni. Na razie możliwy był tylko kontakt pomiędzy tymi dwoma systemami, lecz budowa kolejnych wrót została rozpoczęta w kolejnych systemach. Kontrwywiad systemów, gdzie miały być budowane, wykonał dobrą pracę i zdołał przekonać większość organizacji, że są to zwykłe instalacje cywilne. Teraz zaczęła się regularna wojna pomiędzy piratami a legalnymi siłami w galaktyce. Aktywnie wykorzystywano do tego – niewielkie na razie – siły, stacjonujące w Cape System. Gdy kolejne wrota dołączały do sieci, piraci nagle znaleźli się w wielkim zagrożeniu. Wobec coraz większej liczebności oddziałów musieli powoli wycofywać się z większości systemów, by uniknąć całkowitej anihilacji. Jednak gdy przyjrzeć się dokumentom i archiwom, można łatwo obliczyć, że tych sił wcale nie było tak wiele – to ich zdolność do pojawiania się w dowolnym miejscu galaktyki i umiejętność koordynowania pojawiania się okrętów sprawiła, że piraci byli w bardzo trudnej sytuacji. Po siedmiu latach – czyli nieco dłużej, niż zajęła wojna z Razonami – aktywność piratów niemal całkowicie zanikła. Admiralicja i dowódcy poszczególnych flotylli chcieli odnaleźć wszystkie instalacje piratów i zniszczyć je całkowicie, lecz sprzeciwili się temu marynarze i kapitanowie okrętów. Po siedmiu latach niekończącej się walki nikt nie chciał już ruszać do boju. Piraci skorzystali z tego i rozpierzchli się po galaktyce, budując nowe posterunki, stacje i magazyny, schowane w radioaktywnych, naładowanych chmurach i innych nieprzyjemnych środowiskach. Przez kilkadziesiąt lat ich aktywność była bardzo ograniczona, lecz ostatnimi czasy ponownie zaczyna odzywać się ich obecność. Nowoczesne taktyki piratów opierają się na subtelności działań oraz umiejętności ataku z zaskoczenia, przy aktywnym wykorzystaniu nadajników FTL. To czyni ich bardzo trudnymi przeciwnikami; również aktywne korzystanie z urządzeń Stealth sprawia, że wykrycie tych okrętów czasami jest bardzo trudne. Najczęściej obiektami ataku są duże statki cywilne pozbawione ochrony, małe, odosobnione jednostki bojowe oraz eskadry myśliwców, które zapuściły się zbyt blisko ich instalacji w martwej przestrzeni. Co było do przewidzenia, miejscami, w których najczęściej ich można spotkać, są stare, martwe systemy, w których nie ma zbyt wiele dla człowieka, a także gdzie mało kto się zapuszcza. Połączyli się również w luźne organizacje, prowadzące od czasu do czasu skoordynowane ataki, lecz częściej piraci latają sami dla siebie, dokując tylko w ogólnodostępnych stacjach, i uczestnicząc w takich akcjach.
Ostatnio zmieniony przez Modeller dnia Nie Lip 21, 2013 8:49 pm, w całości zmieniany 1 raz | |
| | | Modeller Admin
Liczba postów : 914 Data rejestracji : 17/07/2013 Age : 29 Skąd : Adminland
| Temat: Re: ENCYKLOPEDIA Pią Lip 19, 2013 6:15 pm | |
| ROZDZIAŁ PIĄTY Nowoczesne metody pola walki Dzisiejsze pole walki znacznie różni się od tego, jak walczyli ludzie w dawnych czasach. Dzisiaj nie ma miejsca na szarże z prędkościami równymi dziesiątych części światła, nie zdarza się również, by instalowano tak potężne uzbrojenie. Obecnie znacznie silniejsze jednostki napędowe a także silniki Cruise wymuszają instalowanie słabszych dział, wyrzutni i emiterów, by nie prowadzić do przegrzania reaktorów. W walce na bliską odległość – czyli mniej niż dziesięć kilometrów – korzysta się z dział laserowych i konwencjonalnych, które są nie do pokonania na tych odległościach. W takie uzbrojenie najczęściej uzbrojone są lekkie jednostki, takie jak myśliwce, kanonierki i (bardzo rzadko) korwety. Oprócz zwykłych działek można znaleźć także wybór najróżniejszych rakiet, od zwykłych, niekierowanych pocisków, po dziwadła pokroju rakiet penetracyjnych (ich zadaniem nie jest eksplozja na osłonach lub pancerzu jednostki, lub przejście przez nią na wylot lub wdarcie się jak najgłębiej w pancerz). Walka na średnią odległość – czyli od pięćdziesięciu do czterystu kilometrów – to już zadanie dla eskorty i okrętów flagowych, wyposażonych w wielkie działa. Tutaj arsenał jest znacznie bardziej urozmaicony: działa laserowe, działa impulsowe, artyleria konwencjonalna, strumienie cząsteczkowe, pola zerowe oraz jeszcze potężniejsze rakiety. Wszyscy wiedzą, na czym polegają lasery – czym są jednak działa impulsowe? Otóż przyspieszają one do wielkich prędkości losową materię – śmieci z okrętu, odpadki organiczne, meteoryty skaliste, słowem – amunicja do nich jest nieskończona. Pocisk jest przyspieszony do tak wielkiej prędkości, że nie można go zobaczyć, ale też zależnie od twardości obiektu, który został przyspieszony, efekty uderzeń są inne (metalowe odpady mają większą moc uderzenia niż obierki ziemniaków). Niestety czas przeładowania jest dość długi, gdyż wymaga (w tych rzędach wielkości; w myśliwcach i statkach samodzielnych ładowanie amunicji do działek impulsowych następuje automatycznie) kilku ludzi załogi, którzy będą ładować amunicję. Artyleria konwencjonalna korzysta ze zwykłych pocisków, wystrzeliwanych z wielką prędkością z lufy działa w kierunku wrogiego okrętu. Poprzez brak grawitacji czy oporu powietrza broń ta jest niezwykle celna. Strumienie cząsteczkowe to dość nowoczesna broń. Skondensowane cząsteczki, unoszące się swobodnie w przestrzeni kosmiczne są następnie formowane w wiązkę w długiej lufie działa (ponad pięćdziesiąt metrów długości) a następnie, poprzez różne kąty zwierciadeł, kierowane na wrogi okręt. Wiązka jest stała i trwa tak długo, póki nie wyczerpią się cząsteczki w dziale – zazwyczaj trwa to od trzech do pięciu sekund. Pola zerowe to bardzo stara broń, lecz została ujawniona dopiero po zakończeniu wojny z piratami. Pole zerowe to wielka kula antymaterii o zielonkawej poświacie, która jest tworzona w specjalnych emiterach na dziobie okrętu. Następnie jest uwalniana a ta mknie przed siebie z prędkością ponad dwóch kilometrów na sekundę. Główną zasadą jej działania jest niwelowanie łączeń między atomami we wszystkim, co spotka po drodze – nieważne, czy jest to swój myśliwiec, pancernik, czy wrogi frachtowiec. Kula zerowa mknie przez przestrzeń, dopóki nie napotka tak dużo materii, przez którą musi przejść, że jej energia się wyczerpie i zniknie. Za sobą jednak nie pozostawia nic – dosłownie nic. Rozerwane atomy krążą swobodnie po przestrzeni, nie tworząc żadnego stałego organizmu czy przedmiotu. Jest to broń, której obawia się każdy człowiek, lecz nie można jej użyć do ataku na obiekty o silnej grawitacji, takich jak planety czy księżyce. Antymateria nie jest w stanie pozostać w jednym kawałku w pobliżu takich miejsc. Na daleki dystans – czyli ponad pięćset kilometrów – dzisiaj już praktycznie nikt nie walczy. Broń nie ma tak dużego zasięgu, z wyjątkiem rakiet, które i tak można jednak przechwycić i zniszczyć, zanim dotrą do formacji. Najczęściej na takich odległościach, jeszcze zanim większe okręty znajdą się w zasięgu strzału, ścierają się myśliwce, kanonierki i korwety, tworząc wielkie pola bitew i ścierając się w najróżniejszych miejscach, oczekując na wsparcie cięższych okrętów. Walka na lądzie znacząco różni się od walki w kosmosie. Tutaj panują reguły ustalone kilka tysięcy lat temu, jeszcze na Ziemi: grawitacja, parabola pocisku, i wsparcie z powietrza. Mechy doskonale radzą sobie w miastach, w ciasnych uliczkach, gdzie jest mało miejsca do manewru. Czołgi są doskonałe do prowadzenia uderzeń przez pola i puste przestrzenie, a ich uzbrojenie sprawia że równie dobrze walczą (w dobrych warunkach również w miastach). Samoloty udzielają stałego wsparcia wszystkim oddziałom na lądzie, bombardując ważne odcinki przeciwnika, zagłuszając jego transmisje oraz niszcząc jego morale. Piechota za to dobrze sprawuje się w każdym z środowisk walki. Oprócz typowych oddziałów lądowych, walczących na powierzchni, do walki lądowej zalicza się jeszcze dwa sposoby na wsparcie walk. Pierwszym są desantowce – gdy zejdą na powierzchnię planety, bardzo często, gdy plan ataku się nie powodzi, służą jako fortece żołnierzom i maszynom w nich zamkniętym, dzięki silnym elementom obrony, takim jak osłony energetyczne oraz dziesiątki dział maszynowych na burtach statku. Kolejnym jest wsparcie z orbity. Okręty stacjonujące nad planetą, o ile nie muszą walczyć w przestrzeni z wrogiem, są w stanie bombardować z precyzją kilku centymetrów cele na powierzchni, wskazane przez żołnierzy i dowódców oddziałów. Myśliwce i bombowce za to schodzą do atmosfery, gdzie wspomagają działania samolotów, a także eliminują wrogie wahadłowce próbujące dowieźć wsparcie do poszczególnych odcinków walk. | |
| | | Modeller Admin
Liczba postów : 914 Data rejestracji : 17/07/2013 Age : 29 Skąd : Adminland
| Temat: Re: ENCYKLOPEDIA Pią Lip 19, 2013 6:15 pm | |
| ROZDZIAŁ SZÓSTY Technologia komunikacji FTL Ostatnimi czasy ludzie są coraz lepsi w wynajdowaniu nowych technologii. Najpierw hiperprzestrzeń – pozwoliła na niesamowicie dalekie podróże w niesamowicie krótkim czasie. Bazując na teorii wrót, opracowanej przez setki naukowców pracujących nad nimi, jeden z bardziej inteligentnych załogantów okrętów naukowych – których w galaktyce jest obecnie cztery: Discovery, New Hope, Exodus oraz Conqueror – stworzył nowe urządzenie do komunikacji w kosmosie. Tym razem jednak znacznie się różniło od poprzednich, w których czas transmisji był wydłużany przez odległość – sygnał mógł podróżować tylko z prędkością światła, nie więcej. Nowe urządzenie zostało przystosowane do załamywania czasoprzestrzeni, tworząc osobny tunel podprzestrzenny rozmiaru kwarków, przez który fala radiowa przenosząca wiadomość jest w stanie przenieść się w dowolne miejsce w rejonie w mgnieniu oka. Czas podróżowania takiej wiadomości jest zależny od odległości w latach świetlnych. Pokonanie roku świetlnego zajmuje takiej wiadomości 1,7455(3) sekundy, zatem opóźnienie podczas rozmowy z Cape System do najdalszej kolonii względem tego miejsca, systemu Vyleq, będzie wynosić tylko nieco ponad trzy minuty. Przez dwa lata technologia pozostawała w ukryciu; istniało zbyt wielkie ryzyko, że zostanie przejęta przez piratów. W końcu jednak Conqueror powrócił z przestrzeni Technoidów na ludzkie terytoria, a nowość przekazana do masowej produkcji. Pierwszym klientem było wojsko; wszystkie statki, okręty, jednostki, które dotyczyły organizacji wojskowej zostały priorytetowo wyposażone w nadajniki, by bezproblemowo móc się komunikować podczas patroli z centralą. Podniosło to efektywność działań przeciwko piratom, lecz ci po zaledwie dwóch tygodniach od jego ujawnienia zdobyli dwa nadajniki – i natychmiast zaczęli produkcję w swoich ukrytych fabrykach. Teraz i cywile musieli zostać w nie wyposażeni – ale nie za darmo. Jeden nadajnik kosztuje około dziesięciu tysięcy kredytów (0,01 punktu), co jest dość dobrą ceną za urządzenie, które znacznie ułatwia życie. Dzięki zastosowania technologii FTL łatwiejsze też stało się przekazywanie informacji przez mass media, rozmowy dyplomatyczne, umowy między kontrahentami oraz wszystko inne, co wymagało kontaktu na odległości lat świetlnych. Niestety urządzenie FTL nie jest idealne. Podczas podróży przez nadprzestrzeń czy hiperprzestrzeń, gdy okręty i statki zmieniają się w falę prawdopodobieństwa, nie mogą być nadawane przekazy. Słowem, okręty i statki są odseparowane od całego wszechświata – i to uniemożliwia im kontaktowanie się z innymi jednostkami. Całe planowanie ruchów wojskowych musi opierać się na skoordynowaniu ruchów okrętów i statków w normalnej przestrzeni, a następnie takie wykonywanie skoków, by maksymalnie zmniejszyć opóźnienia. Również taktyki piratów znacznie zmieniły się, gdy otrzymali nadajniki FTL. Wcześniej otrzymywali zadanie – i musieli je wykonać, niezależnie od warunków czy liczebności. Przez to bardzo często ponosili gigantyczne straty, gdy próbowali wykonać zadania niemożliwe do wykonania. Teraz jednak są w stałym kontakcie z centralą, i przez cały czas przekazywane są do niej raporty, pozwalające na bieżące modyfikowanie rozkazów i zmienianie trasy na podstawie meldunków z kolejnych systemów. Wojna z piratami stała się jeszcze trudniejsza. | |
| | | Modeller Admin
Liczba postów : 914 Data rejestracji : 17/07/2013 Age : 29 Skąd : Adminland
| Temat: Re: ENCYKLOPEDIA Pią Lip 19, 2013 6:23 pm | |
|
ROZDZIAŁ SIÓDMY Dekret Wolnych Lotów A) Każdy cywil sprawdzony po testach psychologicznych ma prawo do lotu jednostką uzbrojoną w środki defensywne lub ofensywne, które mogą obronić jednostkę podczas walki z okrętami lub statkami o sile i rozmiarach do niszczyciela. B) Każdy pilot lub kapitan wolnej jednostki ma obowiązek informowania władz systemu, w którym się znajduje, o identyfikatorze swojej jednostki, ładunku, oraz przewidywanej długości przebywania w systemie. C) DWL dopuszcza walki pomiędzy takimi jednostkami tylko i wyłącznie z dala od jakichkolwiek obiektów cywilnych (minimum promień dziesięciu milionów kilometrów), pod ścisłym nadzorem sił policyjnych lub wojskowych właściciela systemu, w którym się znajdują. W wypadku nie zastosowania się do wytycznych, okręty uczestniczące w nielegalnej walce zostają uznane jako cele dla sił wojskowych. D) Właściciel niepodległej jednostki ma prawo ogłosić się jako najemnik na własnych warunkach w dowolnym systemie. E) Odnotowanie pilota w szeregach piratów lub nielegalnych organizacji skutkować będzie pozbawieniem licencji oraz odebraniem okrętu. W wypadku oporu i ucieczki, zostanie wyznaczony list gończy za właścicielem okrętu. F) Piloci i kapitanowie wolnych jednostek muszą co pół roku zgłaszać się na badania psychologiczne, które stwierdzą, czy dopuszczalne jest dalsze posiadanie przez nich uzbrojonego statku. G) Władcy systemów i związków nie mogą rekwirować własności niepodległych pilotów, jeśli nie mają do tego upoważnienia ze strony Centrali lub bieżącego nakazu zatrzymania pilota lub kapitana. H) Centrala kontroli nad wolnymi statkami i okrętami znajduje się w systemie Nizellas. Atak na tę stację zostanie natychmiastowo uznany jako akt wojny ze strony agresora i zostaną podjęte wszelkie środki, by nie dopuścić do przyszłych ataków. I) Dozwolone jest tworzenie organizacji oraz małych posterunków w przestrzeni systemu, którego władca wyrazi na to zgodę. Każda organizacja oraz posterunek muszą być zarejestrowane, a informacje na ich temat muszą być na bieżąco aktualizowane. J) W wypadku wojny pomiędzy systemami lub związkami, wolni piloci i kapitanowie mają prawo wstąpić do szeregów jednej ze stron, lecz nie wolno walczyć na własną rękę bez wystawionego Identyfikatora Przynależności. IP jest przyznawane przez admiralicję jednej ze stron. K) Dopuszczalne jest skoordynowane atakowanie baz i związków pirackich, organizacji nielegalnych oraz atakowanie pilotów z wyznaczonym listem gończym. L) Piloci korzystający z DWL, podróżujący myśliwcami i bombowcami, mają prawo posiadać wsparcie do dwóch pełnych eskadr myśliwców tego samego typu jednostek. | |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: ENCYKLOPEDIA | |
| |
| | | | ENCYKLOPEDIA | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |